Inauguracja

Z Panem Kuleczką zetknęłam się pierwszy raz dość przypadkowo – w miesięczniku ?Dziecko?, w którym, jak się okazało, kuleczkowe historyjki ukazywały się systematycznie od dawna. Poszperałam tu i tam i okazało się, ku mojej radości, że zostały opublikowane książeczki z tymi historyjkami. Pobiegłam więc do księgarni z Kubą, tłumacząc mu po drodze jaką świetną książkę dla niego odkryłam.

Rzuciliśmy się między regały z literaturą dziecięcą. Jest, są! Jedna obok drugiej, ciasno poukładane na półce. Wyciągnęłam jedną z nich. Kuba aż zapiszczał z radości. – Usiądźmy, poczytajmy – poprosił podekscytowany. – Nie Kuba, poczytamy w domu, wieczorem – oznajmiłam, czując, że to będzie fajny wieczór.

Kuba w drodze ze sklepu do domu nie pozwolił sobie zabrać cennego zakupu, niosąc go w foliowej jednorazówce tyleż dumnie, co ostrożnie, jakby bał się, że uszkodzi go niechcący. Cały dzień w kółko mówił o Kuleczce i nie mógł się doczekać wieczoru, aby poznać jego historyjki.

Wieczór, dziecięcy pokój, załączona lampka nad łóżkiem. Kuba w piżamie w zielone słoniki. Wykąpał się chwilę wcześniej wyjątkowo szybko, a i ząbki wyszorował dokładnie i wzorcowo, jakby ze wszech miar chciał zasłużyć na ucztę dla duszy, która czekała na niego w pokoju. I w końcu doczekał się. Leżąc w łóżku długo oglądał okładkę i obrazki, aż w końcu pozwolił mi czytać. Więc czytałam i czytałam, a on chłonął tekst w milczeniu? i tak oto otwarł się dla niego świat sympatycznego pana, który mieszka z kaczką, psem oraz muchą. Zaskakująca to komitywa, prawda? Nie sposób oderwać się od historyjek z życia tej zgranej czwórki, o których napiszę następnym razem.