Przy okazji zakupów przedświątecznych w księgarni, podeszłam z Kubą do stoiska z kalendarzami. Z kulinariami? Z widoczkami? Może malarstwo? Szukałam czegoś dla siebie, bo lubię w kuchni mieć kalendarz.
– Kubuś, chcesz może jakiś kalendarz do swojego pokoju? Ze zwierzakami? Z autami?
Kuba nieco zmęczony już i znudzony chodzeniem po sklepach, przyjął moją propozycję bez entuzjazmu.
– Rozejrzyj się proszę Kuba, może coś ci się spodoba – namawiałam go, mając nadzieję, że czymś się zajmie i pozwoli mi spokojnie myszkować po półkach. Tak też się stało. Po chwili podbiegł do mnie i zaczął szarpać za rękaw.
– Mam mamusia, ma! Kup mi kalendarz! – podskakiwał radośnie, ciągnąc mnie w stronę kalendarzowego odkrycia.
Podchodzimy do półki a tam, a jakże, „Kalendarz 2016 Pan Kuleczka„!
Kuba zachowywał się, jakby odkrył skarb i to skarb, którego absolutnie się nie spodziewał wchodząc ze mną do księgarni. Kalendarza nie mogliśmy obejrzeć, ponieważ wszystkie egzemplarze były ofoliowane. To jednak nie przeszkadzało Kubie, brał swój skarb w ciemno.
Zerwaliśmy folię dopiero w domu. Kalendarz oczywiście jest śliczny. Zachowany jest „kuleczkowy” klimat, na każdy miesiąc osobna ilustracja z ulubionymi, dobrze już znanymi Kubie postaciami i z mądrym, uroczym mottem pod każdą ilustracją. No i te naklejki w komplecie, które dzieciaki przecież uwielbiają!
I jak tu nie kochać Pana Kuleczkę?