lekarz cytryna

Cytryna jest dobra na wszystko

Jakoś zaraz po świętach Kuba zachorował. Nie byłam bardzo zaskoczona, bo temperatura zamiast spadać, jak to naturalnie zimą bywa, zaczęła rosnąć. Aż urosła – do prawie 10 stopni w samego sylwestra. Skutkiem anomalii pogodowych moje dziecko zaczęło najpierw kichać, potem kaszleć, a w parę godzin później pojawiła się gorączka.

Ze względu na okres urlopowy nasz pediatra nie przyjmował, pozostawała więc dyżurna przychodnia.
I tam właśnie, w tej przychodni, zdarzyło się coś zupełnie nieoczekiwanego. Nastawiając się na nawet kilkugodzinne oczekiwanie, przezornie wzięłam ze sobą książeczki, żeby poczytać marudnemu, bo gorączkującemu, Kubusiowi. Jednak, o dziwo, kolejek nie było. Wkrótce potem jak usiedliśmy w poczekalni, drzwi gabinetu otworzyły się i pan doktor zaprosił nas do środka. Wnętrze gabinetu mało przypominało tradycyjne. Było tu bardzo kolorowo – na podłodze piętrzyły się żółte, niebieskie i czerwone poduchy, a z sufitu zwisał pęk balonów. Wkrótce sylwester – wytłumaczyłam sobie ten niecodzienny wystrój.

Gdy jednak bliżej przyjrzałam się lekarzowi – i jego wizerunek mocno mnie zaskoczył. Doktor bowiem zamiast białego fartucha ubrany był w czerwone spodnie i żółtą pelerynę. A gdy się odezwał, byłam już zupełnie zdezorientowana. – Przeziębienie, tak? – mruknął jakby do siebie, po czym zaraz jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
Podszedł do szafki i wyciągnął z niej… cytrynę. Odkroił trzy plasterki, położył na talerzyku i zachęcił, byśmy spróbowali. Ani ja, ani Kuba nie mieliśmy na to ochoty. Wtedy pan doktor wyciągnął z szafki jeszcze coś, posypał tym czymś plasterek cytryny, który zaraz skonsumował.

– Pycha – oblizał się ze smakiem. – A teraz wasza kolej – polecił. – To najlepsze na takie przeziębienia – dodał wyjaśniająco.
Już chciałam protestować, gdy nagle poczułam mocne szarpnięcie za ramię.
Otworzyłam oczy. Nade mną stał Kuba.
– Mamo, strasznie krzyczałaś przez sen! Co się stało?
Potarłam oczy rękami. Jaki sen? Przecież byliśmy u lekarza…
I nagle zobaczyłam otwartą książkę z opowiadaniem „Pana Kuleczki” – „Cytryna”.

No tak, więc to wszystko po prostu mi się przy
A Kuba? Okazało się, że gorączka już mu spadła. Na wszelki wypadek na noc natarłam go jeszcze rozgrzewającą maścią. A do herbaty dodałam nie jeden, a trzy plasterki cytryny. Bo z tą gorączką, to jak ze snami – nigdy nie wiadomo. Czy skończyły się, czy jeszcze wrócą…
(MW)