bańki mydlane

Nie ma jak mydlane bańki

Urządzenie przyjęcia urodzinowego dla dziesiątki siedmiolatków w 50-metrowym mieszkaniu to spore wyzwanie logistyczne. – Jednak trzeba było wynająć jakąś salę zabaw – jęczałam, próbując poupychać książki, gazety i inne przedmioty codziennego użytku do szaf, szafek i szuflad, właściwie już pełnych…

No, ale Kubuś zażyczył sobie urodzin właśnie w domu. Twierdził, że wszyscy rodzice wynajmują swoim dzieciom sale zabaw, a on chce inaczej. Jak to określił – normalnie. Z jednej strony byłam dumna, że mam takie nieulegające modom dziecko, a z drugiej – no właśnie, logistycznie było to niełatwe zadanie.
Chyba jest ok, mruknęłam sama do siebie, spoglądając na efekty mojego sprzątania. Cały środek pokoju był wolny do zabawy, a pod ścianą stał stół z dziecięcymi przysmakami. Kuba stwierdził, że nie chce tortu, bo go właściwie wcale nie lubi – zamiast tortu wystarczą jego ulubione krówki. Cóż, tu już trochę zaprotestowałam. – A twoi koledzy i koleżanki, może pomyślisz też o nich, może oni jednak lubią tort?
– E tam – machnął ręką Kuba. – Przecież to moje urodziny, prawda? A krówki lubią wszyscy. Wiem, bo ich pytałem.
– Cóż… – zawahałam się, nie wiedząc, jak się zachować w tej sytuacji. Bo z jednej strony goście są ważni, a z drugiej narzucanie Kubie, co mają jeść na jego własnym przyjęciu urodzinowym…
– Wiem! – wpadłam nagle na pomysł. – Słuchaj, a czy my w te krówki zdołamy wcisnąć siedem świeczek?
Argument okazał się nie do pobicia.

Jak się później okazało, najprostsze zabawy są zabawami najlepszymi. Kuba dostał dużo prezentów. Ale najwięcej radości sprawiły mu… zestawy do robienia mydlanych baniek. Chociaż dostał ich aż cztery!
Gdy weszłam jakieś pół godziny przed końcem imprezy do pokoju, w którym balowało dziesięcioro pierwszoklasistów, aż mnie zamurowało. Pokój wyglądał magicznie – właśnie poprzez bańki, które nieustannie puszczały dzieciaki.
– Impreza była super – stwierdził Kuba, gdy już wszyscy goście poszli.
– A wiesz dlaczego? – zapytał.
Pokiwałam głową. Bo naprawdę wiedziałam.
– I wcale się nie pokłóciliśmy, jak u Pana Kuleczki – podsumował Kuba.
No cóż, zabawa i dobry humor są najważniejsze. Wmawiałam to sobie, wycierając chyba już po raz szósty mydlane pozostałości puszczanych przez małych gości baniek.
(MW)